w ,

Miłość w wirtualnym świecie

A: Cześć.

B: Hej.

A: Jak masz na imię?

B: Ania, a ty?

A: Bartek. Masz fotkę?

Każdemu, kto choć raz korzystał z portali randkowych lub czatów, nieobca jest tego typu konwersacja. Dzisiejsze strony o charakterze matrymonialnym są o tyle wygodniejsze, że już na etapie wyszukiwania drugiej połowy trzy czwarte profili możemy wyeliminować ze względu na zbyt niską skalę oceny zdjęć. Na czacie sprawa wyglądała nieco ciężej, bowiem ciekawy rozmówca mógł się okazać łysym dresem lub podstarzałym panem z wąsem. Jak randkować w XXI wieku i nie zwariować? Jak znaleźć ukochaną osobę w dobie Facebooka i wirtualnych randek?

„Miłości nie ma dziś”

Nie oszukujmy się – wygląd ma znaczenie. Choć w realnym świecie wnętrze i charakter mogą przeważać nad urodą, to w internecie rzecz ma się zupełnie odwrotnie. Osoba, która nie przypadnie nam do gustu, najczęściej nie jest brana pod uwagę na samym etapie „szukania” i nie podejmujemy z nią rozmowy. Cóż się dziwić, skoro już w starożytności randka najczęściej miała charakter wyłącznie erotyczny i pozbawiona była głębszych uczuć. Kobieta podporządkowywała się mężczyźnie, a ich relacja oparta była na przyjemnościach cielesnych. Mogło to być początkiem wielkiego romansu, jednak nikt nikomu nic nie obiecywał. Brzmi znajomo?

Niegdyś nie było internetu ani prasy, gdzie można było umieszczać ogłoszenia matrymonialne. Zadania agencji matrymonialnych świetnie wykonywały jednak tzw. swatki, czyli ciotki oraz matki chrzestne, które zapewniały o zaletach swojego krewnego, kawalera. Ważnym kryterium w wyborze drugiej połówki był również, rzecz jasna, majątek pana młodego lub posag panny młodej. Uczucia odgrywały tutaj najmniejszą rolę, chodziło przede wszystkim o interesy. Nie było mowy o miłości także w sytuacji, gdy kobieta osiągnęła 21. rok życia i uznawana była za starą pannę. Wówczas jak najszybciej należało dobrać sobie partnera, by nie być wyśmiewaną przez otoczenie. Dzisiaj pułap ten osiągnął nieco wyższą liczbę, jednak czy i tego nie doświadczamy we współczesnym życiu? Ile razy teraźniejsze „singielki” podczas rodzinnych spotkań wypytywane są o „narzeczonego”, a przekroczenie 30. roku życia bez pierścionka na ręku rodzi znaczące szepty wśród ciotek?

6117931639_b6beca8943_z

Rozwój prasy, rozwój miłości

Kilkanaście lat temu pójściem na skróty dla żądnych miłości było pojawienie się prasy, w której można było umieścić ogłoszenie matrymonialne. Zaznaczało się w nim swoje preferencje wraz z własnymi cechami charakteru oraz wyglądu. Po wojnie w gazecie mężczyźni i kobiety szukali swojej zaginionej połówki lub po prostu kogoś, z kim mogliby spędzić resztę życia w ten ciężki czas. W połowie lat dziewięćdziesiątych nastąpiło jednak apogeum w tej kwestii, z chwilą rozpowszechnienia się internetu. Każdy, niezależnie od wieku, godzinami potrafił spędzać czas na czacie, flirtując z nieznajomymi.

Gdzie tu miejsce na miłość?

Dzisiaj każdy, kto ma odrobinę ambicji, stawia na samorozwój i karierę. Żyjemy szybko, wciąż za czymś podążając, nie zauważając, że między palcami ulatuje nam życie. A co za tym idzie, szansa na miłość. Nie mamy czasu na zawieranie trwałych relacji, a może nie mamy czasu na spotkania towarzyskie, a więc na poznawanie nowych osób? Nasze pole manewru ogranicza się do pracy lub sporadycznych wyjść na miasto z przyjaciółmi. Gdzie zatem szukać życiowego partnera? W internecie. Na portalach internetowych. Jest to na pewno bardzo wygodny sposób, ale również bardzo ryzykowny. Ktoś, kto wydawał się ciekawy za drugą stroną monitora, może taki nie być. Są i tacy, którzy ograniczają się wyłącznie do wirtualnych rozmów, nie proponując spotkania, i okazują się wielką stratą czasu. W wirtualnym świecie jest trochę jak w tym rzeczywistym – trzeba być ostrożnym i wszystko jest kwestią przypadku. Ile razy pomyliliśmy się co do faceta poznanego w knajpie/teatrze/siłowni? Jak często płeć przeciwna okazała się nie łapać Twoich żartów, a i rozmowy o książkach czy filmie nie wchodziły w grę, bo był/a po prostu ćwierćinteligentem? Na pewno często. Za drugą stroną monitora pierwszy kontakt jest o wiele łatwiejszy, bo jesteśmy odważniejsi i bardziej wylewni. W ten sposób prościej jest przełamać pierwsze lody. Jednak dopiero spotkanie jest w stanie wszystko zweryfikować i określić, czy dana osoba jest godna uwagi.

A masz fotkę?

Na czacie jednym z pierwszych pytań, które zadaje rozmówca, jest „masz fotkę?”. Często taka wymiana zdań odrzuca i sprawia, że nie mamy ochoty jej kontynuować. Czy jednak w realnym świecie nie patrzymy na wygląd drugiej osoby? Na to, jak wygląda jego/jej twarz, jak się porusza, jaką ma sylwetkę? Nie oszukujmy się – wygląd zawsze miał i będzie miał znaczenie. Nie popadajmy jednak w paranoję – nie zawsze ktoś, kto przypomina Davida Beckhama, może mieć coś do powiedzenia, a ten o przeciętnej urodzie może okazać się mistrzem ciętego żartu. Internet nie gryzie – nawet jeśli nie znajdziemy tutaj męża czy żony, możemy spotkać wiele interesujących osób, z którymi będziemy utrzymywać kontakt przez lata. W pewnym wieku mamy stałe grono znajomych i przyjaciół, a praca to nie jest najlepsze miejsce na flirty. Czy zatem jest coś złego w romansowaniu przez internet? O prawdziwą miłość zawsze było ciężko, dlatego też jak już jesteśmy szczęściarzami i zakochaliśmy się z wzajemnością – nie psujmy tego.

 

Foto: Flickr (lic. CC)

Mike Licht, NotionsCapital.com

Dodaj komentarz

Pogotowie rekrutuje w Europie Wschodniej, UKIP kręci nosem

Curry i lody? Festiwal Jadła i Napoju w Walmer