w

„Raz się skur**** – ku*** pozostaniesz”, czyli Orwell do dziennikarzy krytykujących powstanie

„Pamiętajcie, że za brak szczerości i tchórzostwo zawsze trzeba zapłacić. Nie wyobrażajcie sobie, że przez całe lata możecie być dupolizami i propagandzistami radzieckiego lub jakiegokolwiek innego reżimu, a potem nagle wrócić do intelektualnej przyzwoitości. Raz się skur*** – ku*** pozostaniesz” – napisał w emocjonalnym felietonie dla „Tribune” George Orwell. Tekst ukazał się 1 września 1944, miesiąc po wybuchu powstania w Warszawie.

George Orwell – angielski pisarz, uznawany za jednego z najważniejszych twórców XX wieku – od początku powstania nie krył swojego oburzenia na opieszałość aliantów, którzy nie zdecydowali się pomóc walczącej Warszawie. Krytykował też brytyjskich publicystów, którzy – zamiast zaangażować się w propagowanie idei przyświecających powstańcom – romansowali ze Stalinem.

W głośnym tekście opublikowanym na łamach brytyjskiego dziennika „Tribune” Orwell wyklinał aliancki establishment i (a raczej przede wszystkim) z pogardą odnosił się do wyspiarskich dziennikarzy, którzy przyłączyli się do antypowstańczej propagandy, będącej na rękę Sowietom. Co ważne – tekst Orwella ukazał się 1 września 1944 roku, czyli dokładnie miesiąc po wybuchu powstania. Wtedy było już jasne, że warszawski zryw upadnie. Niemcy przygotowywali się do rzezi cywilnych mieszkańców miasta. Nie można jej było zapobiec, ale (przynajmniej w teorii) wciąż możliwe było ocalenie tysięcy Polaków.

Nie drażnij Orwella!

Co rozwścieczyło wybitnego pisarza i co skłoniło go do wylania wiadra pomyj na alianckich przywódców i brytyjskich kolegów po dziennikarskim fachu? Orwell był bacznym obserwatorem i świetnym analitykiem. Wiedział, że w chwili, gdy w Warszawie hitlerowscy okupanci z zimną krwią zarzynają tysiące polskich cywilów – Churchill i Roosevelt obserwują masakrę z bezpiecznej perspektywy i (zamiast interweniować) podlizują się Stalinowi, który właśnie pokonał Niemców na froncie wschodnim i spokojnie czekał na to, aż Polacy się wykrwawią.

Stalin – dla osiągnięcia własnych korzyści – postępował (mówiąc delikatnie) niehumanitarnie (na przykład nie pozwolił alianckim pilotom na lądowanie na terenie Związku Radzieckiego, skąd możliwe byłoby otwarcie skutecznego mostu do płonącej Warszawy – Brytyjczycy próbowali taki most otworzyć z terenu Włoch, jednak odległość była zbyt duża). Churchill i Roosevelt byli doświadczonymi politykami, najprawdopodobniej wiedzieli, że – blokując pomoc – Stalin działa długofalowo i przygotowuje się nie tylko do łatwego pokonania Niemców (w końcu lepiej jest rozprawić się z wrogiem na cudzym terenie, zwłaszcza, jeśli jest osłabiony walką z powstańcami), ale i do późniejszego, powojennego przejęcia władzy nad Europą Wschodnią. Alianccy przywódcy byli więc w impasie – z jednej strony dramatycznie potrzebowali wsparcia radzieckich wojsk w walce z Hitlerem, a z drugiej – musieli dyplomatycznie uśmiechać się do rządu RP na uchodźstwie, który w 1940 roku przeniósł się do Londynu na zaproszenie samego Churchilla i któremu (na zaledwie 6 tygodni przed powstaniem) Roosevelt obiecał wsparcie.

Brytyjski premier miał jeszcze jeden problem. Społeczeństwo zbyt dobrze pamiętało Bitwę o Anglię i to, z jakim oddaniem w walki powietrzne z Luftwaffe zaangażowali się polscy piloci. Lotnicy znad Wisły byli do tego bardzo lubiani. Nie chodziło „tylko” o ich odwagę czy umiejętności, ale i – chociaż może to brzmieć trywialnie – o sposób bycia i szarmanckość. Brytyjskie kobiety ich kochały, brytyjscy mężczyźni – podziwiali. Dla znaczącej części społeczeństwa było wręcz oczywiste, że płonącej Warszawie trzeba pomóc – tak, jak Polacy 4 lata wcześniej pomogli płonącemu Londynowi. Gdyby Churchill nie zaangażował się w powstanie – jego naród mógłby mu tego nie wybaczyć. Obywatele nie zrozumieliby, że nie chodzi tu o polsko-brytyjską wzajemność (oni pomogli nam, my pomożemy im), ale o walkę o powojenne wpływy i utorowanie sobie drogi do tortu, którego wielki podział rozpoczął właśnie Stalin.

To radziecki dyktator w 1944 roku trzymał nóż, to on rozsadzał gości przy stole. Churchill wiedział, że Stalin jest chwiejny i że (nawet kosztem tysięcy warszawiaków) nie wolno z nim zadzierać. Teraz musiał do tego przekonać brytyjskich obywateli.

Z pomocą przyszły mu media, które – niemal jak na zawołanie – zaczęły przedstawiać powstanie w mocno tendencyjny sposób. Zryw Polaków krytykowali i prawicowi, i lewicujący publicyści. Postawa tych drugich szczególnie zirytowała Orwella – zwolennika socjalizmu demokratycznego i zapalonego przeciwnika totalitaryzmu.

Warszawscy towarzysze broni

„(…) chciałbym zaprotestować przeciwko podłej i tchórzliwej postawie przyjętej przez brytyjską prasę w stosunku do trwającego w Warszawie powstania” – zaczął tekst Orwell. „Gdy tylko dotarły do nas wiadomości, „News Chronicie” i pokrewne jej tytuły wyraziły zdecydowaną dezaprobatę. Po lekturze zamieszczonych artykułów czytelnikowi pozostawało ogólne wrażenie, że Polacy zasłużyli na łomot, albowiem uczynili coś, do czego przez całe lata namawiały ich rozgłośnie alianckie i że nie otrzymują żadnej pomocy z zewnątrz, bo na nią nie zasługują. Kilka gazet zasugerowało, że broń i sprzęt wojskowy mogliby zrzucić powstańcom Anglicy i Amerykanie oddaleni o tysiąc mil. Jeśli dobrze się orientuję, nikt jakoś nie zaproponował, by tych zrzutów dokonali Rosjanie, którzy znajdują się dwadzieścia mil opodal” – pisał.

Dalej Orwell krytykował lewicowe gazety potępiające działania rządu londyńskiego (ich publicyści zwracali uwagę na to, że powstanie wybuchło przedwcześnie, zanim Armia Czerwona dotarła do Warszawy) i list Geoffrey’a Barraclougha (tekst ukazał się w „Tribune”), w którym angielski historyk zarzucał między innymi, że powstanie wybuchło na rozkaz Rządu RP w Londynie, bez wiedzy aliantów i władz radzieckich. Według Barraclougha – polskie władze emigracyjne miały przyspieszyć wybuch powstania, bo chciały ubiec Rosjan. Wszystko po to, aby kosztem Warszawy i zdradzając Polaków „utrzymać swoją niepewną pozycję”. W odniesieniu do tych zarzutów, Orwell drwił: „Jeśli rząd londyński nie jest akceptowany przez większość mieszkańców Warszawy, dlaczego mieliby oni wzniecać na jego rozkazy desperackie powstanie?”.

„Niewiele wiem o wydarzeniach w Polsce (…) Najbardziej interesuje mnie postawa inteligencji brytyjskiej, (…) która wykazała w tym wypadku niesłychaną podłość, sugerując, że nie powinniśmy wysyłać bombowców na pomoc naszym towarzyszom broni walczącym w Warszawie” – pisał oburzony.

Jeśli raz się skurw***

„W obecnej chwili postawa niemal całej prasy brytyjskiej jest do tego stopnia służalcza, że zwykli obywatele mają bardzo słabe pojęcie o tym, co się dzieje naprawdę” – grzmiał dalej w tekście opublikowanym zaledwie miesiąc po wybuchu zrywu. W nasączonym jadem i wulgaryzmami wpisie Orwell krytykował „nieszczerość” i „tchórzostwo” brytyjskich dziennikarzy, którzy w aż nazbyt wyraźny sposób zaczęli „włazić w d***” sowieckiemu reżimowi. Orwell tłumaczył, że nie da się – najpierw – uprawiać służalczej propagandy, a potem (jak gdyby nigdy nic) wrócić do przyzwoitości. „Raz się skur*** – kur** pozostaniesz” – grzmiał.

Orwell piętnował przede wszystkim dziennikarzy, którzy o Stalinie pisali w myśl zasady albo dobrze, albo wcale („W rezultacie przeciętny człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy z potworności tego, co jest proponowane”). Taka poetyka za bardzo przypominała pisarzowi poetykę charakterystyczną dla totalitaryzmu, którego Orwell tak bardzo nienawidził. Stąd w tekście dla „Tribune” wyłuszczał, że o zdrowej przyjaźni angielsko-radzieckiej nie może być mowy bez zdrowej, konstruktywnej krytyki. „Pierwszy krok to porzucenie złudzeń” – apelował. Niestety, bezskutecznie.

Niewiele ponad miesiąc po publikacji tego tekstu powstanie w Warszawie upadło. W 1949 ukazała się najgłośniejsza powieść Orwella. Świat przedstawiony w antyutopijnym „Roku 1984” to hiperboliczna kalka systemu stalinowskiego i jeden z najdoskonalszych, literackich portretów totalitaryzmu – reżimu, który Orwell zawsze krytykował, a z którym w sierpniu 1944 zaczęli romansować szkalujący powstanie warszawskie, służalczy względem Stalina dziennikarze brytyjscy. Ci sami, którzy się „skurw***”, a potem – jak gdyby nigdy nic – wrócili do przyzwoitości.

Tekst Orwella dla „Tribune” (w oryginale) można znaleźć między innymi tutaj: KLIK!

Wykorzystane fragmenty tekstu Orwella: tłumaczenie własne/ projektpilecki.pl (KLIK!)

Foto: Wiki (lic. PD)

Dodaj komentarz

Mieszkaniec Londynu znalazł pytona drzemiącego na bojlerze

Spotkanie po latach. Polska pielęgniarka i żołnierz spod Monte Cassino zamieszkali w tym samym domu spokojnej starości