W Wielkiej Brytanii nawet 30 procent miejsc pracy może wkrótce po prostu zniknąć – wynika z raportu PwC UK Economic Outlook. Jakie zawody są najbardziej zagrożone? Jak sytuacja wygląda w Polsce? I – co najważniejsze – z czego to wynika?
30 procent to – w przypadku UK – 10 milionów miejsc pracy. Winna wszystkiemu jest postępująca automatyzacja. Niestety, wśród zagrożonych dominacją robotów jest wiele zawodów często wykonywanych przez Polaków mieszkających w UK. Mowa tu o profesjach powiązanych z pracą w wodociągach, kanalizacji i oczyszczaniu ścieków (ryzyko automatyzacji na poziomie 62,6 procent), transporcie i logistyce (zagrożenie robotyzacją na poziomie 56,4 procent), w szeroko rozumianej produkcji (zagrożenie oszacowano na 46,4 procent) oraz w handlu (44 procent zagrożenia). Najmniej postępującej automatyzacji powinni obawiać się pracownicy zatrudnieni w takich sektorach, jak opieka społeczna, medycyna czy edukacja, gdzie – mimo stałego rozwoju AI – trudno jest zastąpić człowieka robotem.
Co ciekawe, w UK ryzyko utraty pracy na rzecz robota czy sztucznej inteligencji dotyczy przede wszystkim mężczyzn, którzy są gorzej wykształceni od kobiet i którzy częściej pracują w zawodach już zautomatyzowanych i takich, w których takie cechy, jak empatia, kreatywność czy inteligencja emocjonalna nie są niezbędne.
A w Polsce? Ponad połowa zawodów do kasacji
O stworzenie raportu omawiającego przyszłość zawodową Polaków pokusili się z kolei specjaliści z zespołu DELab Uniwersytetu Warszawskiego oraz serwisu ogłoszeniowego Gumtree. Z badania, które stało się podstawą analizy, wynika, że najbardziej zagrożone automatyzacją są takie dziedziny, jak przemysł, przetwórstwo, handel i sprzedaż. Nadejścia robotów powinni bać się także pracownicy biur i urzędów, a więc – w sumie – około 5,6 miliona Polaków.
Według badaczy do lamusa odejdą przede wszystkim zawody, które nie wymagają wysokich kompetencji i których wykonywanie bazuje na regularnym powtarzaniu tych samych czynności, które to – mając na uwadze postęp techniczny – równie dobrze może wykonywać maszyna. Z rodzimego raportu wynika też, że najbardziej zagrożeni utratą pracy przez automatyzację są konsultanci telefoniczni, którzy zaledwie w przeciągu dziesięciu lat mogą zostać zastąpieni wirtualnymi asystentami. Robotyzacji powinni bać się także rolnicy, murarze, sprzedawcy, księgowi, agenci ubezpieczeniowi, recepcjoniści, bibliotekarze czy urzędnicy.
Jak nie przegrać z maszyną?
Nad Wisłą, według rodzimych ekspertów, automatyzacją zagrożonych jest około 40 procent zawodów. W Wielkiej Brytanii – około 30 procent, a we wszystkich krajach należących do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) średnia ta jest wyższa i wynosi 57 procent. Skąd te różnice? Otóż Polska, jeśli chodzi o automatyzację, wciąż goni Zachód, przez co pewne zmiany docierają do nas z opóźnieniem. Wielka Brytania jest krajem lepiej pod tym kątem rozwiniętym i pierwszy etap cyfrowej rewolucji ma już poniekąd za sobą.
W obu przypadkach ofensywa robotyzacji nie oznacza jednak, że ludzie masowo stracą pracę. Wręcz odwrotnie, bo dominacja nowych technologii stworzy nowe miejsca zatrudnienia, na przykład dla osób zajmujących się przetwarzaniem danych. Brytyjscy eksperci zakładają nawet, że dzięki robotyzacji wzrośnie ogólna produktywność, a co za tym idzie – także nasz poziom bogactwa. Jest tylko jeden problem.
Automatyzacja wiąże się z koniecznością zdobywania nowych, twardych kompetencji. Dla wielu dzisiejszych sprzedawców, kierowców czy pracowników call centre może oznaczać to całkowitą zmianę kwalifikacji i postawienie na mocne umiejętności, rozwijane w zupełnie innym kierunku. Przez roboty potrafiące naśladować powtarzalne czynności, dzisiejszy pracownik produkcji może za dekadę stracić pracę. Aby tak się nie stało – wykrawacz czy bibliotekarka będą musieli skupić się na rozwoju umiejętności wymagających kreatywnego i strategicznego myślenia oraz zdolności biznesowych. Stąd, jak podkreślają eksperci, konieczność poszerzenia społecznej świadomości nauki technologii. Z tą ostatnią już teraz powinni zaprzyjaźniać się trzydziestolatkowie, czterdziestolatkowie i pięćdziesięciolatkowie, którym często tylko pozornie wydaje się, że nie są „cyfrowo wykluczeni”, a którzy pozostają pod tym kątem daleko w tyle za dzisiejszymi kilkunastolatkami.
Foto: PixaBay, lic. CCo/PD, @bykst