w , ,

Nie będzie Brexitu? O co chodzi w wyroku Wysokiego Trybunału

Wysoki Trybunał w Londynie zdecydował dzisiaj, że o formalnym uruchomieniu artykułu 50. traktatu o Unii Europejskiej powinien zadecydować brytyjski parlament. Co to oznacza w praktyce?

Wbrew krzykliwym nagłówkom wyrok High Court nie oznacza, że Brexitu na pewno nie będzie. Po pierwsze – rząd zapowiedział już, że odwoła się od tego werdyktu. Po drugie, rzeczniczka brytyjskiej premier zadeklarowała, że gabinet Theresy May nadal planuje rozpocząć procedurę wychodzenia z UE przed końcem marca przyszłego roku. Po trzecie – na co zwracają uwagę publicyści – rząd ma mocny argument za dalszym wdrażaniem ogłoszonego (przynajmniej po części) harmonogramu Brexitu. Jaki? To demokracja, bo – jak podkreślają przedstawiciele May – premier jest zdeterminowana, aby uszanować wyniki czerwcowego referendum, w którym 52 proc. głosujących opowiedziało się za wyjściem z Unii Europejskiej.

Co więc oznacza dzisiejsze postanowienie Wysokiego Trybunału?

Brexit znaczy…

Niedługo po ogłoszeniu wyników referendum Theresa May przekonywała, że decyzja podjęta przez naród jest decyzją ostateczną (wtedy z ust premier padło słynne „Brexit means Brexit”). Mimo jednoznacznego stanowiska szefowej rządu dla wielu komentatorów i działaczy (zwłaszcza prounijnych) nie było do końca jasne, czy rząd (mimo zwycięstwa zwolenników Brexitu w głosowaniu) powinien tak szybko składać pozew rozwodowy z Unią. Niektórzy wskazywali na to, że wyniki referendum są niejednoznaczne (różnica na rzecz „Brexitowców” była niewielka), inni wypunktowywali, że liderzy kampanii namawiającej do głosowania za Brexitem wprowadzali wyborców (nierzadko celowo) w błąd, przedstawiając im argumenty niemające pokrycia w prawdzie. Dodatkowo – pojawiły się też wątpliwości natury formalnej, dotyczące tego, czy rząd może o uruchomieniu artykułu 50. zdecydować samodzielnie, bez uzyskania uprzedniej zgody parlamentu, który jest (jakby nie patrzeć) reprezentantem społeczeństwa.

Niewiadomych zrobiło się zbyt wiele. Brexit nie oznaczał już – tak, jak chciała tego May – po prostu Brexitu, a wynik referendum – według części obywateli – nie odzwierciedlał tego, czego naprawdę chcą Brytyjczycy, którzy podczas oddawania głosu byli często nieświadomi pełni możliwych konsekwencji. Kiedy funt poleciał w dół, a niedawni liderzy kampanii namawiającej do głosowania za Brexitem zaczęli przyznawać, że forsowane przez nich nie tak dawno temu argumenty były – delikatnie mówiąc – naciągane, Gina Miller i Deir Dos Santos (z poparciem wielu mieszkańców Zjednoczonego Królestwa) postanowili zawrócić bieg teoretycznie przesądzonej historii na drodze formalnej.

Co dokładnie postanowił Wysoki Trybunał?

Pozew został rozpatrzony przez High Court, który w czwartek uznał, że rząd nie może samodzielnie uruchomić kluczowego artykułu 50. Według Trybunału – decyzja ta musi zostać poprzedzona głosowaniem parlamentu. Oznacza to, że nad Brexitem będą głosować Izba Gmin i Izba Lordów. O ile, oczywiście, gabinet May przegra apelację. O zasadności tej ostatniej zadecyduje w grudniu Sąd Najwyższy. Tylko tyle i aż tyle.

Sam wyrok nie oznacza więc, że Brexitu na pewno nie będzie. Jeśli Sąd Najwyższy odrzuci apelację rządu, o dalszym biegu wydarzeń zadecydują parlamentarzyści, wśród których – z jednej strony, jak wynika między innymi z sondażu AP z 23 czerwca 2016 roku – dominują zwolennicy pozostania w Unii, a którzy – jak podkreślają komentatorzy – mogą czuć się w obowiązku podtrzymania woli obywateli głosujących w czerwcowym referendum. I nie chodzi tu o to, że euroentuzjastyczni parlamentarzyści tak mocno szanują demokrację. Raczej: już myślą o kolejnych wyborach i boją się utraty zaufania wyborców, którzy głosowali i na nich, i na Brexit.

A co może oznacza wyrok Trybunału? Należy się spodziewać, że zdeklarowani jako prounijni parlamentarzyści będą próbowali wymusić na May ujawnienie kolejnych szczegółów wyjścia z UE, w tym detali dotyczących negocjacji z innymi państwami członkowskimi. Najprawdopodobniej pojawią się kolejne inicjatywy nawołujące do przeprowadzenia drugiego referendum. Być może funt znów skoczy w górę (brytyjska waluta umocniła się względem dolara zaraz po ogłoszeniu wyroku).

Niewiadomych jest wiele. Pewne jest tylko jedno. A mianowicie to, że temat Brexitu znów zdominuje czołówki gazet i – także za sprawą krzykliwych nagłówków przedwcześnie zapowiadających wycofanie wniosku rozwodowego z Unią – jeszcze mocniej podzieli społeczeństwo.

Foto: Pixa Bay (lic.CC0)

Dodaj komentarz

Małe firmy łatwiej zdobędą pieniądze na rozwój. Ruszył nowy rządowy program

And the Winner is… Amerykanie wybrali prezydenta